Co roku w okolicy Świąt całą rodziną czytamy i oglądamy historie związane z tym właśnie czasem. Hitem jest oczywiście "Opowieść wigilijna". W zeszłym roku mieliśmy okazję zobaczyć przepiękne przedstawienie w teatrze lalek na motywach tego opowiadania. Zawsze też wracamy do słuchowiska z całkiem niezłymi rolami Kowalewskiego, Adamczyka i Stenki.
W tym roku z moim synem byłam na balecie pt.: "Dziadek do orzechów". Ja byłam zachwycona, niestety, mój syn mniej. Stwierdził, że skoro nic nie mówią, to nie wiadomo o co w tym chodzi. Być może jeszcze dla niego za wcześnie na balet. Wróciliśmy jednak do klasycznego opowiadania Hoffmanna, które było dla niego znacznie łatwiejsze w odbiorze. Sama chętnie przypomniałam sobie tę romantyczną opowieść o małej Klarze, która we śnie przeżywa niesamowite przygody z dziadkiem do orzechów w roli głównej, a w końcu zakochuje się w nim i spotyka go w realnym życiu. To taka inna wersja historii o księciu na białym koniu, o którym marzy każda z nas.
Uszyłam też dla mojego synka nie jednego, a aż trzech dziadków do orzechów. Inspiracją był wielkanocny (?!) numer "Mollie Potrafi", w którym były zaprezentowane podobne lalki. Synuś jest zachwycony. Wciąż pytał kiedy wreszcie skończę pracę nad nimi. Teraz powiedział mi, że mogłabym mu uszyć ich więcej, żeby była cała armia. Zobaczymy...
Armia dziadków do orzechów? :))) Hihih :))
OdpowiedzUsuńMoże powstanie nowy balet, powieść albo przynajmniej nowa, wspaniała historia.
Pozdrawiam,
Asia