Pierwszy raz takie myszki uszyłam w podstawówce. Mama mojego kolegi miała na fotelach takie puchate narzuty w mysim kolorze. Siedziałam sobie, patrzyłam na te narzuty i nagle wymyśliłam myszy. Mama mojego kolegi była naprawdę fajna. Zdjęła jedną narzutę i podarowała mi ją. Powstała cała kolekcja myszy dla mnie, dla kolegi i jeszcze dla kilku osób. Dzięki takim ludziom możemy być kreatywni. Nie każdy rozumie twórczego bzika.
Pamiętam też jak inna pani, która wiedziała o tym, że uczę się szyć, przyniosła mi całą torbę ścinków różnych materiałów sukienkowych. Ja pracowicie zszyłam te wszystkie kawałeczki i wycięłam z nich moją pierwszą sukienkę. To był kolorowy kwiecisty patchwork. Szkoda, że nie mam zdjęć tamtej sukienki.
Wracając do myszek, szyłam takie jeszcze wiele razy. Nie potrzeba na nie wykroju, dlatego nie są identyczne. Rysuję sobie myszkę, wycinam z resztek, zszywam i gotowe. Te egzemplarze powstały na zamówienie mojego syna. Przypomniał sobie taką myszkę, którą uszyłam mu do żłobka. Teraz musiałam uszyć dwie- dla niego i dla siostry. W środku myszki mają grzechotkę własnej produkcji. Do pudełeczka po cukierkach, które mają dwie kalorie, wrzucam trochę kaszy lub drobny nieugotowany makaron. Zaklejam pudełeczko taśmą klejącą i umieszczam wewnątrz zabawki. Pozostaje tylko wymyśleć imiona nowym przyjaciółkom i gotowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz