środa, 27 kwietnia 2016

Nowy śpiworek

    Śpiworek do spania bardzo fajnie się nam sprawdził. Pierwsza wersja dla maleństwa pojawiła się już w poście o wyprawce niemowlęcej. Dzidzia rośnie i trzeba było uszyć nowy, większy śpiwór. Tym razem wykonałam go z miękkiego grubszego polaru. Nie miałam dużo czasu i nie chciało mi się walczyć z polarem minky, który jest śliczny, ale ciągnie się we wszystkie strony i zostawia kicie dosłownie wszędzie. Wykrój znowu własnego pomysłu. Zamek na środku jest dla mnie najbardziej wygodny. Dzidzia ma cieplutkie i miłe wdzianko do spania. Wygląda w nim uroczo.

piątek, 22 kwietnia 2016

Dla wszystkich zapracowanych zmęczonych mam

 
     Jak wychować dziecko i nie zwariować? Jak być mamą doskonałą? Jak poradzić sobie z małym człowiekiem, kiedy wokół tyle koncepcji wychowania, poradników, ekspertów. Wszyscy radzą- nosić na rękach- nie nosić na rękach, karmić glutenem- nie karmić glutenem, karać- nie karać. W dodatku te wszystkie obowiązki: mieć porządek jak w piśmie wnętrzarskim, być najlepszą kucharką, wyglądać jak supermodelka, zadowolić szefa, mieć siłę na zabawę z dzieckiem i jeszcze wiele, wiele innych. Robić wszystko zawsze doskonale. A! i być przy tym szczęśliwą, bo "szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko".
    Ja nie mam recepty jak to wszystko zrobić. Nie jestem mamą doskonałą. Bardzo mnie to martwiło do momentu, kiedy przeczytałam książki Donalda Winnicotta- genialnego lekarza, terapeuty, guru wszystkich pedagogów i (przynajmniej niektórych) rodziców. Winnicott zajmował się rozwojem emocjonalnym dziecka i wpływem środowiska na jego wychowanie. Był autorem terminu :"wystarczająco dobra matka". To, co napisał o roli matki i o  jej intuicji jako kluczowym składniku wychowania, bardzo mi pomaga. Najważniejsze, żeby mama była przy dziecku i żeby była sobą. Lepiej zdać się na instynkt, niż na sprzeczne rady "ekspertów" z telewizji śniadaniowych czy sezonowych pedagogów/psychologów celebrytów.
    Tylko jak być sobą, kiedy świat wymaga od nas zupełnie czegoś innego? Mieć w nosie ten świat! Stark i Lepp świetnie to pokazali w książce dla dzieci pt.: "Jak mama została Indianką". Jest to zabawna opowieść o tym jak mama pewnego dnia rzuciła wszystkie obowiązki i stała się sobą. Na nowo odkryła w sobie dziecko. Stała się szaloną Indianką, towarzyszką zabawy. Dla niektórych dzieci może to być dziwna odmiana. Ja czasem taka jestem w domu i mój syn specjalnie się nie zdziwił, kiedy czytaliśmy tę książkę. To przy nim odkryłam swój talent komediowy. Nie wiedziałam, że potrafię robić takie zabawne miny, zmieniać głosy, parodiować różne postaci. Dla świata jestem zwykłą mamą. pracownicą, sąsiadką, ale w domu... zamieniam się w Indiankę. Dla dzieci, dla siebie, żeby nie zwariować od bycia "doskonałą mamą".

wtorek, 19 kwietnia 2016

Ubranko dla mojej maszyny do szycia


    Maszyna do szycia to dla mnie jeden z najważniejszych sprzętów w domu. Od dzieciństwa nie mogę bez niej żyć. Czasem odkładam ją na dłużej, ale zawsze przychodzi w końcu "zew natury", który każe mi bez względu na okoliczności usiąść do niej i coś uszyć. Uwielbiam te chwile.
   Chciałam, żeby moja maszyna miała ładne ubranko. Oczywiście producenci wyposażają maszyny w walizki lub pokrowce, ale ja miałam ochotę na coś bardzo mojego. I tak powstał wygodny i ładny pokrowiec uszyty z kocyka polarowego z Jyska (znowu!), ozdobiony haftowanym obrazkiem, który przedstawia strój ludowy śląski. Trzeba przyznać, że w takim ubranku maszyna prezentuje się pięknie.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Zabawne nakładki na ołówki

     Mój synuś zrobił sobie takie śmieszne nakładki na ołówki. Ulepił je z gliny, a po wysuszeniu pomalował. Teraz, kiedy uczy się pisać, ołówki to u nas towar pierwszej potrzeby. Warto, żeby zachęcały do pracy. I do zabawy. Można też z nich zrobić teatrzyk.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Dlaczego nasze dzieci nie są kreatywne?

    Pytanie, które stawiam w tytule zadała mi pewna pani, która prowadziła duży międzynarodowy projekt dla dzieci z różnych krajów. W ramach projektu dzieci pisały opowiadania, rysowały ilustracje, spotykały się i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie (zdaniem tej pani) uderzająca sztampa     i nuda wśród prac polskich dzieci.
    Pani zasugerowała w trakcie rozmowy, że to wina szkoły. Ja się z tym oczywiście zgadzam. Jest tak, że w szkołach, a nawet w przedszkolach dzieci mają niewiele możliwości, żeby pokazać własną swobodę twórczą. Wystarczy popatrzeć na wystawy prac w przedszkolach - wszystkie identyczne. Mój syn robił inne i panie miały żal do mnie ("Bo on zawsze musi coś tam wymyślać."), czasem nawet nie wieszały jego prac. Zdarzało się też, że syn odmawiał dokończenia pracy, bo pani upierała się, że ma być wykonana DOKŁADNIE według wzoru. Gdzie moje panie z przedszkola, które biegały, żeby zdobyć dla mnie materiały plastyczne, bo miałam jakiś pomysł (a wtedy wiadomo- nawet porządne kredki nie zawsze były dostępne)? Gdzie panie, które chwaliły, nagradzały za przejawy indywidualizmu?
   W szkole jest podobnie. Pani już na początku uczuliła nas, żeby porównywać swoje dzieci- ich osiągnięcia, a nawet prowadzenie zeszytów. "Bo nam może się wydawać, że nasze dziecko jest takie mądre, a w porównaniu z kolegami różnie to może wyglądać."- pozostawię słowa nauczycielki bez komentarza.
   Nasze dzieci nie mają łatwo. W domu też nie. Byliśmy na zajęciach, na których dzieci miały malować jajka. Mamy dosłownie wyrywały te jajka dzieciom z rąk, bo najładniejsze miały zostać nagrodzone. Panie patrzyły na mnie dziwnie, bo pozwoliłam dziecku pracować samodzielnie. Mój syn okleił jajko plasteliną. Wymyślił jakiegoś dziwnego jajecznego stworka. Nie był to motyw świąteczny i obiektywnie patrząc (przepraszam synu) nie było to najpiękniejsze jajko na sali. Było jego. Takie jak chciał i jak czuł. Widziałam, że paniom trudno było przełknąć tę prawdę.
   Dlaczego więc nasze, polskie dzieci nie są kreatywne? Bo im na to nie pozwalamy. Bo czujemy, że kiedy ktoś ocenia pracę naszego dziecka, to jakby oceniał nas samych, a my przecież potrafimy lepiej, ładniej, szybciej... Czy na pewno?

piątek, 8 kwietnia 2016

Stara-nowa spacerówka


  Moja dzidzia dorosła do spacerówki. Dla mnie to duża ulga, bo wciąż za mało jest podjazdów  i im mniejszy i lżejszy wózek, tym lepiej dla moich pleców. Wózek należał do mojego synka. Sprawdził się w stu procentach. Teraz wystarczyło go odświeżyć i trochę "zmienić wystrój", bo choć wózeczek ten sam, to przecież dzieci różne i każde zasługuje na coś swojego.
  Uszyłam podkładkę pod plecki i pupę z bawełny wypełnionej (a jakże!) kocykiem polarowym           z Jyska. Na chłodniejsze dni jest kocyk dopinany na guziczki. Poza tym uszyłam mięciutkie nakładki na szelki i dołożyłam zabawkę- misia znanego z poprzedniego postu. Miś ma w środku grzechotkę, jest zawieszony na wstążeczce i mocowany przy pomocy klamry do włosów, którą kupić można wszędzie. Zależało mi, żeby zabawka była odpinana. W pasmanterii nie znalazłam niestety żadnej lepszej klamry. Jestem zadowolona z efektu. Wózek jest sprawdzony, ale trochę inny, bardziej dziewczęcy.

środa, 6 kwietnia 2016

Misie dwa



    Moja córka potrzebowała zabawki do wózka. Uszyłam jej misia z grzechotką. Wykorzystałam jak zwykle kocyki polarowe z Jyska. Drugi misiaczek jest dla synka, który złożył reklamację, ponieważ jego zabawka nie posiada grzechotki.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Dziecko w teatrze


     Kilka dni temu obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Teatru i dlatego pomyślałam, że o teatrze coś napiszę. Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że z dzieckiem do teatru chodzić warto, a nawet trzeba. Dla mnie jest to magiczne miejsce, w którym zapominam o wszystkim i całą sobą podążam za artystami. Czuję się jak dziecko. Wszystkie emocje płynące ze sceny chłonę całą sobą- śmieję się, wzruszam, czasem nawet płaczę. Nie potrafię tego porównać z niczym innym. Teatr (czy dla dzieci, czy dla dorosłych) jest wspaniały. Bardzo chciałam tę moją miłość przekazać dzieciom. Jak to zrobić? Kiedy zacząć chodzić z dzieckiem do teatru i jakie przedstawienia wybierać?
    Uważam, że kluczowa jest pierwsza wizyta i dlatego należy ją starannie zaplanować. Dziecko nie może być zbyt małe, chociaż niektóre teatry wprowadzają eksperymentalne przedstawienia już dla niemowląt i wtedy można spróbować takiego doświadczenia. Pamiętam jednak jak na przedstawieniu w teatrze lalek pewna mama męczyła się z maleństwem, które nie miało jeszcze roczku i naprawdę nie było w stanie siedzieć i w ogóle wytrwać całego spektaklu. 
   Ważne jest też gdzie pójść na takie przedstawienie. Można zacząć od przedstawień plenerowych, które są bezpieczne jeżeli dziecko się znudzi i zacznie marudzić. Latem w niektórych miastach są organizowane takie przedstawienia. Polecam też teatry uliczne. Kiedyś w Gdańsku byliśmy na festiwalu takich teatrów i było to dla nas ciekawe przeżycie. 
Jeśli wybierzemy teatr stacjonarny, warto wybrać ciekawe dla dziecka przedstawienie i wcześniej trochę mu o nim opowiedzieć, żeby rozbudzić jego ciekawość. Trzeba też uprzedzić o tym co będzie się działo przed spektaklem i w jego trakcie. Mój syn kiedyś poszedł do teatru z grupą dzieci i opowiadał mi, że przed spektaklem, kiedy zgasły światła, dzieci wpadły w panikę i zaczęły głośno krzyczeć, płakać. Nie wiedziały co się dzieje. Innym razem my mieliśmy popsute przedstawienie, bo za nami siedziała mama z dziewczynką, która cały spektakl przepłakała. Wystraszyła się na początku zgaszonych świateł i efektów specjalnych w postaci pary i już do końca nie była w stanie się uspokoić. Nie wiem dlaczego ta pani nie zdecydowała się, żeby wyjść z teatru, bo ani ona, ani dziecko, ani (niestety) wszyscy dookoła nie mogliśmy spokojnie uczestniczyć w przedstawieniu.
    Dla mnie jest jeszcze ważne, żeby celebrować wyjścia do teatru. Wiem, że ludzie już tego nie robią, ale dla mnie jest to zawsze święto i chcę, żeby moje dzieci też tak to czuły, dlatego do teatru ubieramy się staranniej, a po przedstawieniu zawsze idziemy do kawiarni porozmawiać sobie o tym co zobaczyliśmy, przeżyliśmy. Bardzo o to dbam, bo (jak już pisałam wcześniej) teatr to dla mnie magia.